26.12.2014

Przygody przy stole bilardowym



Bilard, fajny sport, jednak wymagający precyzji i dobrego oka. Pewnego razu zacząłem chodzić żeby sobie pograć i spodobało mi się. Chciałbym wam przedstawić historię pewnego bilardzisty, któremu chyba nie do końca wychodziło tak jak powinno (UWAGA! Historia (prawie) nie oparta na faktach).

Z pamiętnika zapalonego bilardzisty.
Dzień 1 - Nauczę się grać, ale super!
Dzień 2 - Właśnie zapłaciłem karę za wczorajsze zniszczenie stołu.
Dzień 4 - Nadal nie udało mi się wbić żadnej bili, za to powiedzieli mi że chodzi o uderzanie w białą, nie w kolorowe.
Dzień 5 - Dowiedziałem się że bile uderza się cieńszym końcem kija.
Dzień 7 - Wbiłem swoją pierwszą bilę! Białą.
Dzień 8 - Rozwiązałem zagadkę dlaczego nie mogę wbić kolorowych bil, dużo łatwiej je trafić gdy zdejmie się trójkąt.
Dzień 10 - Uderzanie bil ponad stołem mam opanowane, ale to chyba nie o to chodzi.
Dzień 11 - Wbiłem kolorową! Do łuzy na sąsiednim stole.
Dzień 13 - Ludzie widząc że wchodzę zaczynają mówić "and the złota lama goes to..." i zakładają kaski.
Dzień 14 - Pierwszy raz nie wybiłem bili poza stół, za to wybiłem dziurę w ścianie przy zamachu.
Dzień 16 – Wykupiłem lekcję z instruktorem, po 10 minutach dostał ataku nerwicy i skoczył z okna.
Dzień 18 – Przestałem szkodzić sprzętowi i otoczeniu, za to podbiłem sobie oko kijem.
Dzień 19 – Przyjście z zapuchniętym okiem to nie był dobry pomysł, po raz drugi zniszczyłem sukno na stole.
Dzień 20 – Moja przygoda z bilardem kończy się. Dostałem zakaz pojawiania się w klubie, stwierdzili że jeszcze nie było takiego talentu jak ja, który zniszczył więcej rzeczy niż wbił bil. Trudno istnieją inne ambitne sporty, może Squash?
C.D.N.

Z moją grą w bilard na szczęście nie jest aż tak źle, ale mam nadzieję że jeśli przeczytacie te absurdalne wspomnienia to chociaż trochę was rozśmieszą.
Jak zwykle zapraszam do komentowania i polubienia profilu bloga na FB.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz