Bilard, fajny sport, jednak wymagający precyzji i dobrego oka. Pewnego razu zacząłem chodzić żeby sobie pograć i spodobało mi się. Chciałbym wam przedstawić historię pewnego bilardzisty, któremu chyba nie do końca wychodziło tak jak powinno (UWAGA! Historia (prawie) nie oparta na faktach).
Z pamiętnika zapalonego bilardzisty.
Dzień 1 - Nauczę się grać, ale super!
Dzień 2 - Właśnie zapłaciłem karę za
wczorajsze zniszczenie stołu.
Dzień 4 - Nadal nie udało mi się wbić żadnej
bili, za to powiedzieli mi że chodzi o uderzanie w białą, nie w kolorowe.
Dzień 5 - Dowiedziałem się że bile uderza
się cieńszym końcem kija.
Dzień 7 - Wbiłem swoją pierwszą bilę!
Białą.
Dzień 8 - Rozwiązałem zagadkę dlaczego
nie mogę wbić kolorowych bil, dużo łatwiej je trafić gdy zdejmie się trójkąt.
Dzień 10 - Uderzanie bil ponad stołem mam
opanowane, ale to chyba nie o to chodzi.
Dzień 11 - Wbiłem kolorową! Do łuzy na
sąsiednim stole.
Dzień 13 - Ludzie widząc że wchodzę
zaczynają mówić "and the złota lama goes to..." i zakładają kaski.
Dzień 14 - Pierwszy raz nie wybiłem bili
poza stół, za to wybiłem dziurę w ścianie przy zamachu.
Dzień 16 – Wykupiłem lekcję z
instruktorem, po 10 minutach dostał ataku nerwicy i skoczył z okna.
Dzień 18 – Przestałem szkodzić sprzętowi
i otoczeniu, za to podbiłem sobie oko kijem.
Dzień 19 – Przyjście z zapuchniętym okiem
to nie był dobry pomysł, po raz drugi zniszczyłem sukno na stole.
Dzień 20 – Moja przygoda z bilardem
kończy się. Dostałem zakaz pojawiania się w klubie, stwierdzili że jeszcze nie
było takiego talentu jak ja, który zniszczył więcej rzeczy niż wbił bil. Trudno
istnieją inne ambitne sporty, może Squash?
C.D.N.
Z moją grą w bilard na szczęście nie jest aż tak źle, ale mam nadzieję że jeśli przeczytacie te absurdalne wspomnienia to chociaż trochę was rozśmieszą.
Jak zwykle zapraszam do komentowania i polubienia profilu bloga na FB.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz